HANA.

"Są dwa rodza­je ludzi - ta­cy, którzy się starzeją 
i ta­cy, którzy stają się dojrzali." ~ Autor nieznany


        - Szczerze cię nienawidzę, ojcze...

       Padało. Znowu padało. Nie pamiętałem kiedy ostatnim razem udało mi się zobaczyć czyste, gwieździste niebo w późnych godzinach wieczornych. Zresztą to było nieistotne. To nie tak, że uchodziłem za cholernego poetę czy też niepoprawnego romantyka. Już dawno przestałem zwracać uwagę na świat. Jako dziecko nieustannie wypatrywałem gwiazd i ekscytowałem się ich blaskiem, migotaniem, urodą. Teraz? Nigdy nie patrzyłem w górę. Nie patrzyłem ponad ludzkie głowy. Wolałem spoglądać w dół. Z pogardą na nieosiągalne marzenia i chore ambicje.
        Biegłem. Wdychałem świeże, przesiąknięte aromatem deszczu powietrze, czując jak chłód kumuluje się pod cienką warstwą bluzy. Pot jednak ogrzewał moje ciało, każda pracująca komórka wspomagała system rozgrzewający. Biegałem zawsze, kiedy byłem wściekły. Kiedy świat walił mi się na głowę, a w swoim życiu miałem dotychczas tylko dwa takie przypadki - śmierć matki i dzień dzisiejszy. Zwykle rozpoczynało się to sprintem aż w efekcie końcowym zwalniałem do truchtu, chcąc poukładać myśli oraz uregulować oddech.
        - Zico, co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz?! Biegnij, słyszysz?! RUSZ TYŁEK!
Na końcu korytarza zamigotało światło, a potem rozległ się trzask tłuczonej szyby i ogólna nerwowa krzątanina. Niski, donośny głos oficera policyjnego rozdarł ciszę nocną. Czułem jak moje serce momentalnie staje, aby następnie ruszyć z dzikim i radosnym bębnieniem w komorze pod wpływem uwielbianej przeze mnie adrenaliny. Naciągnąłem kaptur na głowę, przedarłem się przez wyrwane z zawiasu drzwi zaplecza i zniknąłem za kartonami.
         Wdech... i wydech...
      Młodzieńczy śmiech rozdzierał ciszę nocy. Ciężkie oddechy trójki moich towarzyszy docierały do mnie zza pleców, przeplatane z wariackim śmiechem. Gratulowali sobie nawzajem kolejnej udanej akcji, wyciągając z kieszeni złupiony towar. Śmiałem się wraz z nimi, pochylony do przodu, żeby nieco ochłonąć po szybkim sprincie w jakim pokonałem całą odległość.
         Kolejny wdech. Kolejny wydech.
     Ujadanie psa - to jedyne co pamiętam z tamtej chwili. Jedyne, co stanowiło sygnał alarmowy. Wystarczył ułamek sekundy, żeby uśmiech spłynął z twarzy. Radiowóz i czwórka funkcjonariuszy wyskakująca z pojazdu. Czułem drżenie rąk pod wpływem zamarzającej w moich żyłach krwi. Nogi wrosły w ziemię. To przecież absurdalne, żeby nas tak szybko znaleźli. Jeden z nich zaczął ze złowróżbną groźbą w głosie mówić o aresztowaniu za liczne wykroczenia, z kolei drugi zbliżał się ku nami, bez skrupułów celując w nas policyjną pałką. Zaczerpnąłem powietrza w płucach, czując autentyczny strach, który przejawiał się gwałtownym drganiem kolan.
- W NOGI!
      Chciałem przyspieszyć, jednak czułem jak opuszczają mnie siły. Deszcz utrudniał bieg po pokrytym trawą podłożu. Czułem jak podeszwy ślizgają się na mokre powierzchni, jednak mimo to parłem do przodu. Wciąż czułem buzującą w moich żyłach wściekłość.
         - Rozproszyć się! - wydyszałem najgłośniej, jak tylko mogłem.
Skręciłem w przeciwną alejkę, próbując odnaleźć sobie należyte pokłady energii i tym samym oddalić od „przyjaciół” niebezpieczeństwo. Nieustannie powtarzałem sobie w myślach, żeby potraktować to jako zwyczajną zabawę. Przecież ćwiczyliśmy to tyle razy... Jednak tym razem czułem na karku oddech samego sumienia. Coś bezlitośnie szeptało do mojego wraz z pędem wiatru...
         „GAME OVER”.
      Potknąłem się, jednak udał mi się zachować równowagę. Zadyszany, podniosłem głowę i ruszyłem truchtem przed siebie, wiedziony odruchem.
      Kolejny zakręt, kolejne opustoszałe uliczki i kolejne zaułki, kolejne stosy kartonów wypełnione różnorodnymi rupieciami. Obejrzałem się przez ramię i uśmiech satysfakcji przetoczył się przez moje usta. Zgubiłem ich. Zwycięstwo.
      - Aish! - jęknąłem pod wpływem bolesnego upadku, do którego w końcu doszło, choć usilnie starałem się zachować w ryzach swoją postawę. Zaciskałem zęby, czekając aż uciążliwe pulsowanie odejdzie w zapomnienie.
     Ciężar czyjegoś ciała ni stąd ni zowąd przycisnął mnie do bruku. Sądząc po rzucanych rozkazach był to funkcjonariusz policji, ale ja niezbyt skupiałem się na tym, co mówił. Było zbyt ciemno, żebym cokolwiek dostrzegł, jednak i tak usilnie zmagałem się z jego dwukrotnie większą siłą. W panice szukałem możliwości ucieczki, wijąc się pod nim niczym spłoszona fretka. Był moment, w którym udało mi się wystawić nogę i stanąć na pewnym gruncie, jednakże gwałtowne szarpnięcie za kurtkę utrudniło mi zachowanie równowagi. Zdesperowany zacząłem wysuwać ramiona z kurtki, ale pojawienie się dwóch kolejnych policjantów uświadomiło mnie, że jestem w potrzasku. Z przyciśniętym do zimnej ziemi policzkiem i spięty kajdankami czekałem na oczywisty wyrok.
       Otworzyłem oczy, słysząc jak grzmot przetoczył się wysoko nad moją głową. Zdałem sobie sprawę, że leżę tak dłuższy czas, wtulając twarz w mokrą trawę. Nie czułem potrzeby, żeby ruszać się z tego miejsca, dopóki nie usłyszałem znajomego dźwięku telefonu. Nie podnosząc nawet głowy, wydobyłem urządzenie z kieszeni i odczytałem wiadomość. Prychnąłem cicho pod nosem i w końcu zmobilizowałem się do w miarę szybkiego siadu, a następnie stawania na odrętwiałych nogach. A dalej nie pozostało mi nic innego jak skierować swoje kroki do domu.

**

      - Nie daj się sprowokować... - szeptałem pokrzepiająco do siebie, wkraczając do gardzieli samego piekła, które miało się okazać moim definitywnym końcem.
Ostentacyjnie naciągnąłem kaptur, poprawiłem daszek czapki i wzmocniłem ucisk na rączce od mojej walizki, mając szczerą nadzieję, że to uchroni mnie od ciekawskich spojrzeń. Nie przywiązywałem wagi do tego, że mój sposób ubioru diametralnie różnił się od pozostałych, zwłaszcza, że byli ubrani w schludne, niemalże identyczne mundurki godnie reprezentujące szkołę. Nawet nie sądziłem, że właśnie to będzie stanowiło moją pierwszą przeszkodę po pojawieniu się w tej przeklętej dziurze pełnej snobów z cholernie wysoko zadartym nosem.
- Hej! Ty! W kapturze! - Usłyszałem złowróżbne nawoływanie z końca korytarza, który właśnie przemierzałem w celu szybkiego odnalezienia gabinetu dyrektora.
- Aish... - syknąłem podirytowany, bo w ten oto sposób wszyscy obecni wokół zwrócili na mnie uwagę. Spod daszka czapki widziałem ich zaciekawione twarze, w których kryła się pełna pogarda względem mojej osoby, a większość z nich już spisała mnie na straty, co właściwie mało mnie obchodziło.
     Odwróciłem się powoli, słysząc szybkie kroki osoby, która zmierzała ku mnie w celu udzielenia dokładnej reprymendy. Byłem przygotowany na to, że będę miał do czynienia z nauczycielem, jednak kiedy podniosłem nieco brodę, ujrzałem postawnego, wysokiego chłopaka, zapewne jednego z uczniów. Na jego klatce piersiowej z lewej strony widniało wyrafinowane i koszmarnie zawiłe logo akademii, z kolei z prawej zwisał identyfikator informujący o imieniu, nazwisku oraz pozycji.
    Lee Amadeus, zastępca przewodniczącego samorządu uczniowskiego oraz przewodniczący dormitorium nr 3.
- Czy naprawdę chcesz umrzeć? - rzucił karcącym głosem i machnięciem ręki trzepnął daszek mojej czapki, sprawiając, że ta jeszcze bardziej zsunęła mi się na oczy. - Przespałeś zapoznawanie się z regulaminem? Nakrycie głowy wewnątrz budynku jest zabronione, dzieciaku.
Zacisnąłem zęby, żeby przypadkiem mu się nie odgryźć. Wolałem nie robić sobie kłopotów już pierwszego dnia.
- A to co? - Gwałtownie pociągnął mnie za poły rozpiętej kurtki. - Gdzie twój mundurek? Zdajesz sobie sprawę, że w takiej sytuacji możesz zostać pomywaczem w kuchni na najbliższy tydzień, huh?!
Decybele w jego głosie znacznie zwiększyły swoje natężenie, a ja już usilnie walczyłem ze sobą, żeby odwieść swoją instynktowną pięść od pomysłu przemeblowania jego twarzy. W zasięgu swojego wzroku widziałem jak jego ręka bezwiednie wędruje do góry, ale byłem szybszy - odepchnąłem z rozmachem jego dłoń i zadarłem dumnie podbródek, chcąc odważnie spojrzeć mu w twarz. Co dziwniejsze - on niezbyt przejął się moim wręcz wulgarnym zachowaniem. Najzwyczajniej w świecie pochwycił moją czapkę i zdarł ją brutalnie z mojej głowy, przy okazji zsuwając uprzednio bezpiecznie nasunięty kaptur. Zrobił niemalże zdegustowaną minę i pokręcił głową z wyrazem pełnej dezaprobaty. Po chwili jego wzrok powędrował znacząco w dół i dopiero wówczas mógł dostrzec mój niewielki bagaż. Taksował mnie uważnym spojrzeniem i mrużył oczy jakby usilnie próbował przypomnieć sobie pewne szczegóły.
- Aish, naprawdę... Dlaczego tym nowym zawsze brakuje języka w gębie? - mruczał do siebie, jednakże o wiele spokojniejszym oraz jakby rozluźnionym głosem i zdecydowanym ruchem głowy wskazał mi kierunek.
- Za mną.
      A jedno było pewne - jeśli miałbym wybrać jedyną rzecz, której najbardziej nienawidzę w tej szkole, byłby to właśnie on.

**

      Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zaczerpnąłem nieco zbawczego powietrza i dopiero wówczas rozejrzałem się po pomieszczeniu.
    W końcu, po wielu żmudnych dywagacjach oraz formalnościach, zostałem oddelegowany do odpowiedniego dormitorium, a raczej pokoju, w którym będę urzędował. Miałem go dzielić z jeszcze jedną osobą, bo jako zwykły uczeń nie miałem przywileju korzystania z uroków posiadania własnego pokoju, gdyż takie mógł mieć tylko przewodniczący szkoły.
      Pokój ewidentnie emanował nie tyle co przepychem pod względem unowocześnienia technicznego, ale też przesadnie rzucająca się w oczy czystością. Do tego stopnia, że aż nie potrafiłem wyobrazić sobie chaotycznego wystroju wnętrz. Pokój ewidentnie był przeznaczony dla dwóch osób, o czym świadczyła liczba łóżek oraz pozostałych podstawowych mebli - jedno znajdowało się na piętrze, na które prowadziły niewielkie, kręte schodki, z kolei zaraz pod nim stało drugie łoże, schludnie zaścielone i to w taki sposób, że trudno było określić, które z nich jest dostępne.
      Nie pochodziłem z biednej rodziny, ale gardziłem pieniędzmi. Czułem do nich wewnętrzny uraz, ponieważ moje życie wyglądało tak, jak się prezentowało i to właśnie z tego powodu. Z powodu chorej ambicji posiadania zarówno ich, jak i wszystkiego co materialne.
      Wdrapałem się po schodkach na piętro utrzymane w niebieskich kolorach i po sprawdzeniu komody oraz różnych szuflad doszedłem do wniosku, że nie jest ono zamieszkane. Rzuciłem niedbale nowy mundurek na poduszkę i otworzyłem walizkę oraz podręczny plecak. Wystarczyło mi niecałe dziesięć minut na wypakowanie całego dobytku, bo wcale nie było tego dużo. Nie potrzebowałem zbyt wielu ubrań, ponieważ i tak większość czasu będę spędzał na zajęciach.
- Tch, śmieszne. Na jakich zajęciach? - parsknąłem cichym śmiechem, bo odpowiedź wydawała mi się co najwyżej oczywista.
        Kiedy skończyłem wkładać bieliznę do jednej z szuflad, miałem ochotę rzucić się na łóżko. Nie dbałem o godzinę, choć w rzeczywistości potrafiłem ocenić, iż jest już zdecydowanie późny wieczór, chociażby z powodu głębokiej ciemności za oknem. Wyciągnąłem telefon komórkowy i spojrzałem na wyświetlacz - zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń.
- Zapomnieli o moim istnieniu? - ofuknąłem swój telefon jakby to była jego wina, że żadna osoba ze ścisłego grona moich przyjaciół nie raczyła się ze mną skontaktować.
Jednak to i tak nie robiło mi większej różnicy, bo doskonale wiedziałem co robili w tej porze i gdzie mógłbym ich złapać. I choć zostałem poinformowany, iż wychodzenie poza teren szkoły w tych godzinach jest surowo zabronione, nie było siły, abym zrezygnował. Niemalże w podskoku stanąłem na równe nogi i chwyciłem swoją kurtkę oraz czapkę, czyli zestaw, który już dzisiaj ze sobą miałem. Pomaszerowałem do wyjścia, nasuwając na siebie wspomniane wcześniej części garderoby. I kiedy dotarłem do drzwi, one w niemalże tym samym momencie otworzyły się przede mną.
         Przed moimi oczami ukazała się nie kto inny, jak sam Lee Amadeus - postać, którą najmniej chciałem w tej chwili zobaczyć. Jego szybkie i bystre oczy przekalkulowały mój ubiór oraz położenie. Po raz drugi tego samego dnia, a już zaczynało mi to działać na nerwy.
- Widzę, że już znalazłeś sobie miejsce w moim pokoju. Wychodzisz gdzieś może?
Tch, jakbym mógł ci powiedzieć, kretynie.
- Zaraz... Jak to twój pokój?! 


**

Dzyńdzyńdzyń.
Nigdy nie wiem co napisać pod pierwszym rozdziałem.
HANA to fonetyczny zapis "jeden" po koreańsku.
Nie ja jestem twórcą zdjęcia na nagłówku, także go nie przywłaszczam.
Mam nadzieję, że nie będziecie narzekać.
A, właśnie - tutaj macie MENU, do którego link zamieszczę w widocznym miejscu.
To tyle.     

13 komentarzy:

  1. Omooo! Już pierwszy rozdział, jak się cieszę! *__* Powiem Ci, że totalnie nie spodziewałam się czegoś takieg- główny bohater zamieszany w kradzież z trójką "tajemniczych" przyjaciół, w dodatku jest nowym uczniem interesującej Akademii i jestem ciekawa co w ogóle tam robi- bo chyba nie poszedł do niej z miłym nastawieniem.
    Opis pokoju strasznie mi przypomina ten pokój z "To the Beautiful you", hahaha! Serio, te krętki schodzi do piętrowego łóżka, nieskazitelna czystość i nowoczesność XD.
    Główny bohater widać, że ma jakieś problemy z sobą, a w dodatku już kocham zastępcę przewodniczącego :D!
    W ogóle rozwaliło mnie określenie "przemeblowania jego twarzy"- ahahaha! Oh, Zico, nie tykaj tej śliczniutkiej twarzy, bo to Kim Soo Hyunik <3.
    Jeny, podoba mi się, noo! Czekam na "dul" ^~^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krętki schodzi? -___- Boże, co za wrak człowieka ze mnie XD. Kręte schody miały być...

      Usuń
    2. Ukradli mi pomysł! Seryjnie! Bo pomysł miałam powstał już we wakacje - i miało być sterylnie, czysto i w ogóle pełna elegancja. Fakt faktem, to drugie piętro zaczerpnęłam z TTBY, ale to dlatego, że podsunęli mi świetny pomysł! ^.^ Ale nie martw się, w niczym nie będzie podobne.

      Usuń
    3. No ja wiem przecież, że SM czaiło się na Twoje pomysły! A tam, ja uwielbiam ten ich Akademik, więc ja nie mam nic przeciwko, żebyś nawet skopiowała cały pomysł, hahahah XD. Chociaż i tak każdy mógł sobie coś takiego wymyślić, więc to w sumie nie byłaby kopia >D.

      Usuń
  2. Właśnie! Jak to jego pokój? Nie mów, że trafił do jednego pokoju z tym nadętym Lee! Nie lubię takich osób, co to uważają się za nie wiadomo kogo.. A jeśli chodzi o Zico, to zdobył moją sympatię (: co prawda na razie niewiele o nim jeszcze wiem, bo to dopiero pierwszy rozdział, ale już go polubiłam..
    Ach i nie wiem czy tam gdzieś nie wyłapałam czegoś.. „Coś bezlitośnie szeptało do mojego * wraz z pędem wiatru...”.. *nie powinno być tam jeszcze ucha? A tak to już nic nie znalazłam, jedną literówkę, ale już nie pamiętam gdzie ona była..

    W takim razie czekam na kolejny rozdział (: dodam sobie Twojego bloga do obserwowanych, żebyś nie musiała informować :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bieganie jako sposób na rozładowanie wściekłości. Nienawidzę biegania, jednak myślę, że jest to idealny sposób na odreagowanie. Jednak obawiam się, że przez deszcz, Zico może wylądować w łóżku z gorączką, a to wcale nie jest dobrym rozwiązaniem.
    Wspomnienie Zico totalnie mnie zaskoczyło... Bawił się w kradzieże? ARE YOU SERIOUSLY?! Jakby tego było mało został schwytany przez policję... o, kurczę. No to się chłopak wkopał. Ale powiem Ci szczerze, że Zico idealnie pasuje mi do tej roli! Oczami wyobraźni widzę wszystko, co opisujesz. Czuję się tak, jakbym oglądała jedną z ulubionych dram. Za to tak cenię Twoje historie <3.
    Dla Zico wkroczenie do "takiego" miejsca musi być naprawdę niczym przekroczenie bram piekieł. Aż w pewnym momencie zaczęłam mu współczuć, choć wierzę, że ta szkoła odsunie jego kryminalną przeszłość na bok i sprawi, że zacznie wierzyć w siebie i swoje marzenia. Chłopak po prostu powinien czasem popatrzeć na świat przez różowe okulary, uśmiechać się mimo wszystko, a nie...
    "Czy naprawdę chcesz umrzeć?" - charakterystyczny zwrot, który objawia się w każdej dramie, a ja wręcz go uwielbiam! Amadeus zachował się jak taki... pan profesorek, który chce mieć wszystko dokładnie poukładane. Zero sprzeciwiania się, łamania regulaminu... wątpię, bym na miejscu Zico pohamowała się od rzucenia chociażby jakiejś ciętej riposty. Dlatego podziwiam go za wykazaną cierpliwość.
    Uwielbiam pokoje, w których są tak zwane "dwa piętra". Zawsze z zazdrością patrze na dormitorium w dramach, w których przeważnie panuje taki układ. Też bym tak chciała, oczywiście zajęłabym górną część. Anyway. "Przyjaciele" Zico nie raczyli mu wysłać ani jednego sms-a, a ten jeszcze chce się wymknąć ze szkoły?! Żeby kraść, chociaż pieniędzy wcale mu nie brakowało? No jaka w tym logika?! Kiedy ten chłopak przejrzy na oczy? Błagam, oby jak najszybciej. Ucieszyłam się, gdy w odpowiedniej chwili w drzwiach pojawił się Amadeus. W dodatku okazuje się, że to on będzie współlokatorem Zico! To cieszy mnie podwójnie, ponieważ wierzę, iż Lee nie będzie spuszczał wzroku z naszego blondaska i nie pozwoli mu na żadne ucieczki. Wierzę w jego i jego możliwości.
    Czekam z niecierpliwością na dwójeczkę <3.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny ten rozdział! Muszę przyznać, że nie mam pojęcia o czym będzie to opowiadanie. Całemu rozdizałowi towarzyszy tajemnica. Jest ciekawie. Na dodatek piszesz świetnie. Twoje opisy są idelanie dobrane i przemyślane.
    Nie mogę doczekać się dwójki. Czekam na informację na blogu [zabita--nadzieja].
    Pozdraiam:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do siebie :)
    www.szeroka-wyobraznia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam serdecznie na pierwszą część piątego rozdziału. :)
    www.zabita--nadzieja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Diabelnie mi się podoba. Pochłonęłam prolog i rozdział niemal natychmiast i czuję niedosyt.
    Chłopak chyba uwielbia adrenalinę, skoro sam sobie dodaje takich rozrywek. Albo lubi niebezpieczeństwo... z dwóch jedno.
    Zapowiada się naprawdę ciekawie, a jego przyjaciele... no cóż, czyżby planowali się od niego odwrócić ze względu na szkołę, a może chodzi tu o coś całkiem innego? Nie mam bladego pojęcia, ale zżera mnie ciekawość. Tak samo jak potoczy się wspólne mieszkanie Zico i Lee.
    Czekam na rozdział drugi ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zico jest najlepszy ;D I proszę nie podważać mojego zdania! ;)

    Przy okazji - u mnie pojawił się nowy rozdział. Jest trochę żałosny, ale potrwa trochę czasu, zanim przypomnę sobie jak się pisze na klawiaturze ;). Pozdrawiam i (chyba) zapraszam ;)!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zgadzam się, Zico rządzi! ;D
    Muszę przyznać, że akcja opowiadania rozkręca się w odpowiednim tempie. Te wspomnienia dotyczące kradzieży... Czyżby nasz bohater zamierzał wyjść na prostą, uczęszczając do lepszej szkoły? Nie wiem, fabuła opowiadania jest dla mnie wielką niewiadomą. ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Hejo ;)
    Dzieki za poinformowanie mnie o kolejnym rozdziale ale jak widać jestem dopiero na pierwszym ;) Wszystko przez szkołę. Ale spokojnie. Nadgonię szybko zaległości.
    Tym razem nie czytam komentarzy innych aby się nie podłamać tym, że już wszystko napisali to co ja chciałam ;)
    A więc komentuję:
    1) Podoba mi się postać Zico. Jego sposób zachowania. Dlaczego? Być może dlatego, że tak powiem zachowuje się normalnie. Inaczej ujmując dużo np. chłopaków w mojej klasie zachowuje się podobnie. Dzięki temu postać jest dla czytelnika bardziej rzeczywista. Potrafi ją sobie wyobrazić.
    2) Jest to co najbardziej lubię, czyli akcja. Tak! Chociaż lubię także gdy jest dzień jak każdy inny. Normalny, nic się nie dzieję. Jednak zdecydowanie wolę akcje. Taka była. I to nie zwykła. Dlaczego nie? Widzę, że dużo czasu spędzasz nad każdym rozdziałem, ponieważ każdy detal jest opisany szczegółowo. Lub mam inną tezę: jesteś po prostu genialna i pisanie przychodzi ci od tak. Sama zdecyduj jak jest :P
    3) Zaskakujące wydarzenia. Nie spodziewałam się, że główny bohater pójdzie do idealnej szkoły. Zresztą, tutaj można się wszystkiego spodziewać ;)
    Wymieniłam to co mi się najbardziej podobało w rozdziale. Same plusy. Minusów nie znalazłam.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń