DUL.

 "Aby dos­trzec to, co niewi­doczne, 
trze­ba pat­rzeć na to, co widać." ~ Autor nieznany 


      - To wcale nie jest śmieszne. - skwitował z wyjątkowo poważną miną Amadeus, podczas gdy ja zwijałem się z niekontrolowanego śmiechu na kanapie. - Mówię poważnie, Jiho...
- Mów mi Zico. - poprawiłem go szybko, czując jak nieprzyjemny dreszcz przeszywa mnie na dźwięk mojego własnego imienia, którego szczerze nienawidziłem, a to zarazem spowodowało, że wróciłem do neutralnego wyrazu twarzy.
- Dobrze, Zico. - odparł z naciskiem na moje przezwisko i przewrócił z lekką irytacją oczami. - Tak jak już powiedziałem, mieszkasz ze mną w jednym pokoju i musisz przystosować się do panujących tutaj zasad, czy tego chcesz, czy też nie. Powtórzę jeszcze raz, jeśli nie dotarło to do ciebie za pierwszym razem - zmrużył podejrzliwie oczy, a ja zakryłem dyskretnie usta ręką, obawiając się kolejnej salwy śmiechu. - Opuszczanie terenu szkoły po 22 jest karygodnie zabronione. Jeden taki wybryk i już jesteś na warunkowym. Mundurek to podstawa, tak więc dopóki trwają zajęcia musisz być ubrany w określony sposób. Jeśli zostaniesz przyłapany na jego braku, skończysz jako pomywacz. Ponadto, nie wolno tutaj przebywać nikomu spoza szkoły... - zatrzymał się niespodziewanie, taksując mnie wyjątkowo przenikliwym spojrzeniem. - A co najważniejsze, jako męska reprezentacja tej szkoły nie możemy odwiedzać dormitorium dziewcząt. Ba! Jesteśmy od nich niemal całkowicie odseparowani, nawet zajęcia odbywają się w zupełnie innych godzinach, w odrębnej części szkoły.
- Tch, akurat laski to najmniejszy mój problem. - prychnąłem pogardliwie, czując się nieco urażony tym, iż to w ogóle zasugerował.
       Niesamowicie irytowała mnie jego rzekoma troska, gdyż doskonale wiedziałem, że początkowo będzie mnie kontrolował jak tatuś trzyletniego synka. Było mi to nie na rękę, bo miałem w zamiarze narozrabiać ile wlezie, aby wywalili mnie z tej szkoły dla chorych na przerost ambicji. Zapewne zastanawiające jest to, po co tutaj przyszedłem, skoro widzi mi się jedynie szybki powrót do domu.
      Niech się nikomu nie wydaje, że przyszedłem tutaj z własnej woli. Nie jestem pieprzonym snobem, nawet jeśli mój ojciec śpi na worku kasy. To był warunek, jedyna możliwa opcja ucieczki od innego wyjścia z mojej beznadziejnej sytuacji - a mianowicie pójścia na służbę wojskową. Nie chciałem skończyć w szeregu jak niegdyś mój ukochany ojczulek.
       Tamten przeklęty dzień będę pamiętał do końca życia. Zimny, milczący, oschły i obojętny jak zwykle ignorant, nazywany ogólnie moim ojcem, który odbierał mnie z posterunku policji z nakazem skonsultowania się z prokuratorem. Udowodniono mi winę, ale mój rodziciel ze swoim stanowiskiem generała zwolnionego ze służby z powodów zdrowotnych pociągnął za parę sznurków i umorzył sprawę. Pamiętam, że jechałem z nim samochodem, czekając, aż w końcu odważy się podnieść na mnie rękę, pouczyć w karygodny sposób, po prostu wyładuje całą swoją zgorzkniałość i wściekłość na mnie - jednak nic takiego nie nastąpiło, a ja wcale nie byłem zaskoczony. Jedyne co wówczas zrobił, to dał mi wybór. Wybór, który postawił mnie w niewygodnym położeniu, niszczącym całą moją dotychczasową rzeczywistość. Oczywiste, że musiałem podjąć decyzję czy chcę wstąpić do wojska, czy też naprawdę przyłożyć się do nauki oraz zdać ten etap w swoim życiu. Nie miałem szans w sprzeciwianiu się, ponieważ wówczas reakcja byłaby jednoznaczna.
      Kolejną zastanawiającą sprawą jest w jaki sposób znalazłem się w tak prestiżowej szkole, nie mając nawet konkretnego celu w swoim życiu. Zapewne sobie pomyślicie, że wkupiłem się tutaj poprzez łapówkę, ale moje parszywe szczęście inaczej poukładało klocki najbliższej przyszłości. Dyrektorem tej szkoły jest mój wujek, a zarazem brat mojej matki, który szczerze mnie nienawidzi. Dlaczego? Gdyż od zawsze powtarzał, że stałem się „szkaradą, która położyła kres życiu mojej matki”. Już jako mały chłopiec nie lubiłem przebywać w jego towarzystwie i zawsze robiłem dosłownie wszystko, ażeby zdemolować jakąś część jego mieszkania bądź zepsuć rodzinne przyjęcie. Dlaczego więc zdecydował się mnie przyjąć pod swoje skrzydła? Ano był dłużny przysługę mojemu ojcu. I to wyjątkowo dużą, ponieważ niegdyś mój ojciec wyratował go z wyjątkowo beznadziejnej sytuacji finansowej, gdy to był niesamowicie zadłużony, a szkoła była bliska bankructwa - do dzisiaj spłaca swój pieniężny dług oraz co jakiś czas od nowa zaciąga kredyty. Jednak na chwilę obecną staram się zataić tą informację.
       Zresztą kogo to może obchodzić?

*

     Pierwszy dzień szkoły jest w istocie jednym z najgorszych doświadczeń nastolatka i od zawsze to wiedziałem. Nie jestem pierwszym ani ostatnim, który tak twierdzi, a przy tym nie ma stwierdzenia prawdziwszego od tego oczywistego faktu. Jakby nie patrzeć - życie przeciętnego ucznia to bardziej wieczna gonitwa za lizaniem czterech liter „siłom wyższym” aniżeli odnajdywanie siebie samego. Jednak życie przeciętnego ucznia w The Dream Academy to była pogoń za niczym, celem nieosiągalnym, wyjątkowym, a przy tym upierdliwie odległym. Jak nisko mogą stoczyć się uczniowie szkoły o takim statusie społecznym, ażeby wygryźć przeciwników?
      Bardzo szybko przekonałem się, że silniejsze osobniki tej ogromnej watahy próbowały zdominować sytuację, spisując mnie na straty. Jeśli nie nauczę się pokazywać pazurów w umiarkowany sposób, zostanę pożarty niczym owieczka pozostawiona na pastwę losu albo też wylecę w podskokach z tej szkoły nim zdążę się zamachnąć pięścią. Jakby nie patrzeć, na chwilę obecną, Amadeus odgrywał rolę ślepego pasterza, który nieświadomie odciągał ode mnie wygłodniałe wilki - jako postrach korytarzy wykonywał lepiej swoją robotę straszenia aniżeli niejeden potwór w dobrym horrorze. Poza tym można było się doszukać neutralnych uczniów, którzy nie wychylali głów, a można było ich określić mianem białych owiec. Ja również pragnąłem wliczać się do tej nielicznej ekipy, ale szybko przekonałem się, iż coś im we mnie przeszkadza.
       Ano tak - byłem tą czarną owcą.
      Dlatego teraz stałem tu, w męskiej łazience i wpatrywałem się w swoją twarz zroszoną wodą z kranu w odbiciu lustrzanym. Od rana unikałem kontaktu z kimkolwiek i trzymałem się z daleka od ludzi. Na razie moje poczynania były całkiem skuteczne, ale i tak przyciągałem uwagę niemalże całej szkoły, a tym samym wiedziałem, że mój stoicki spokój zostanie zachwiany niebawem. Nie lubiłem ludzi i robiłem wszystko, ażeby oni odwzajemniali to uczucie, gdyż nie chciałem angażować się w żadnej wartościowe związki. Nie było mi to potrzebne, skoro moim, a także każdego innego człowieka przeznaczeniem było umrzeć.
Zamarłem, słysząc otwierające się drzwi łazienki. Nie miałem czasu, aby uciec - praktycznie było to niemożliwe, chyba, że schowałbym się w którejś z dostępnych kabin. Jednakże do pomieszczenia w międzyczasie zdążył wejść stosunkowo niski jak na chłopaka osobnik, wątłej budowy, niewiarygodnie szczupły na pierwszy rzut oka, ubrany w ciężką, szarą bluzę, a przy tym z nasuniętym na głowę kapturem oraz czapką z daszkiem. Było to o tyle dziwne, że wedle zasad ustalonych przez dyrekcje szkoły, noszenie jakiegokolwiek nakrycia głowy było karalne, a jego ubiór nawet nie wpasowywał się we wzorzec mundurka. Kto był równie bezgranicznie głupi, ażeby przeciwstawiać się temu?
- Zico, prawda? - rzuciła owa podejrzana na pierwszy rzut oka osoba, po czym, nawet nie czekając na moje nieme kiwnięcie głową, obeszła mnie z każdej możliwej strony. - Sądzę, że to całkiem prawdopodobne, ażebyś miał 65 kilogramów przy wzroście 180 centymetrów. - rozsądził przyciszonym głosem, brzmiącym nadzwyczaj łagodnie jak na standardowy tembr mężczyzny.
     A potem wydarzyło się coś, co całkowicie osłabiło moją wolę walki na dłuższą metę. Nieznajomy chwycił mnie za rękę i bez ostrzeżenia wepchnął do jednej ze wspomnianych już wcześniej kabin. Albo był dość silny, albo ja zbyt zdezorientowany, w wyniku czego opadłem na klapę sedesu, pozbawiony równowagi. Wkroczył tam za mną i zatrzasnął bez skrupułów drzwi, podczas gdy na korytarzu rozbrzmiał dzwonek obwieszczający koniec przerwy. Dopiero wówczas uprzytomniłem sobie, że znalazłem się w niebezpiecznej sytuacji przez najbliższą godzinę, kiedy to nikogo nie będzie w pobliżu, a ja byłem uwięziony w męskim kiblu z podejrzanym „gwałcicielopodobnym” typkiem. Usiłowałem przypomnieć sobie automatyczne używanie strun głosowy, a także poszukiwałem rozpaczliwie resztek godności, choć starałem się tego nie wyrażać w ekspresji wymalowanej na twarzy.
- Nie wiem kim jesteś i jakie masz zamiary, ale...
- Spokojnie, to nie potrwa długo. Już przechodzę do rzeczy. - rzucił, a raczej rzuciła wspomniana powyżej osoba naturalnie dziewczęcym głosem i zsunęła z głowy kaptur.
      Kaskada ciemnych włosów, uwolniona spod ciasnej czapki, opadła swobodnie na ramiona dziewczyny, która z lekkim rozbawieniem obserwowała moją reakcję. Stąd też moje przeczucie wcale nie było błędne, ale także nie tłumaczyło wyjątkowo specyficznego zachowania nieznajomej. Siedziałem tam z otwartymi szeroko ustami, w dodatku z nieogarniętym wyrazem zaskoczenia na swoim obliczu. Odgarnęła parę niesfornych kosmyków włosów za ucho i odrzuciła od siebie czapkę, rzucając ją niedbale na kafelki.
- Co masz na myśli poprzez „przechodzenie do rzeczy”? - W końcu doszukałem się głosu w swojej krtani i teraz, kiedy stanąłem twarzą w twarz z faktem dokonanym, o wiele łatwiej było mi zaakceptować wzniecający się we mnie ogień gniewu.
      Opuszkami palców dotknęła moich ust, a to wystarczyło do powstrzymania mnie przed wypuszczeniem lawiny przekleństwem, oszczerstw i złowróżbnych ostrzeżeń. Znów zostałem trafnie skonfundowany takim postępowaniem, bo choć niejeden raz w swoim życiu zaganiałem płeć żeńską do kąta, tym razem to ja byłem zbłąkaną sarenką.
     Nie jestem w stanie opisać tego, co się wydarzyło w przeciągu kilku następnych sekund, minut albo nawet i godzin. Dziewczyna śmiało, bez żadnej krępacji, okraczyła mnie, zasiadając na moich kolanach i bez uprzedniego ostrzeżenia odszukała drogę do moich warg w najbardziej subtelny, a zarazem paraliżujący sposób na jaki zapewne było ją w takiej sytuacji stać. Nie czułem nic poza pulsowaniem rozszalałego serca.
Nie byłem nawet pewny jak wiele czasu upłynęło do momentu, w którym postanowiłem położyć kres całej tej cholernie dziwnej scenerii. Uprzytomniłem sobie, że jej ręce znajdują się niemalże w okolicach mojego pępka, dążą nieustannie ku dołowi, w oczywistym dla każdego kierunku, dlatego zareagowałem gwałtownym, możliwe, że nawet trochę zbyt gwałtownym odepchnięciem, w czego wyniku napastniczka omal nie wylądowała pośladkami na posadzce. Moja reakcja odbiła się rykoszetem w mojej wizji następujących zdarzeń, dlatego też zdecydowałem się ją złapać i uchronić przed upadkiem, choć w takiej sytuacji było to niemal absurdalne.
- Wow... - wydyszała cicho w istocie zaszokowana nieoczekiwanym zwrotem akcji, uczepiając się kurczowo mojej bluzy jakby w obawie, że w każdej chwili ją puszczę. - Jesteś pierwszym chłopakiem, który mnie odtrącił. Zwykle wszyscy uczniowie tutaj są niewyżyci seksualnie. Czyżbym w końcu dobrze trafiła? - uśmiechnęła się łagodnie, niewinnie jak na kogoś, o takim specyficznym rodzaju odwagi jakby to, co właśnie się wydarzyło, było dla niej na porządku dziennym.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale to wcale nie było zabawne. - warknąłem rozjuszony, ponieważ dopiero wówczas dotarło do mnie w jak komicznym położeniu się znalazłem. - Jeśli myślisz, że sprzedawanie siebie to dobry sposób na zdobywanie czyjejś sympatii, to powinnaś szukać miejsca w burdelu. Tam przyjmą byle cnotkę albo dziewicę wartą grzechu.
Byłem na tyle rozwścieczony i boleśnie oszukany, że nie potrafiłem już magazynować w sobie rozgoryczenia własnym życiem, wliczając to w same niefortunne przypadki, które towarzyszyły mi od pierwszego kroku w tym przeklętym piekle.
      Bolesne, pulsujące ciepło rozchodzące się po mojej twarzy i czerwona pręga ciągnąca się przez prawy policzek przywróciła mnie z powrotem do pionu. Byłem teraz tu - w ubikacji, w męskiej toalecie, z dziewczyną, która właśnie dała mi potocznego liścia, a sam łamałem przy tym z tysiące zasad regulaminu. Ładny początek, zarówno szkoły, jak i znajomości damsko-męskich.
- To za niemal dosłowne nazwanie mnie dziwką. A to... - Wydobyła z kieszeni niewielką, śnieżnobiałą kopertę i wsunęła ją zgrabnie do kieszeni mojej bluzy. - Twoja szansa na lepszą przyszłość i pozycję w tej szkole. Powodzenia życzę.
       Czy to miało być oficjalne powitanie?


A więc mamy rozdział drugi. 
Wszystkie wasze blogi postaram się nadrobić do tego weekendu. Wolę nie obiecywać, bo różnie bywa, ale zapewne w najbliższym czasie. Tja, to chyba tyle w tym zakresie.
Przepraszam za błędy - nie miałam czasu sprawdzić.
Podobało się? Wiem, że krótki. Ale taki właśnie miał być. 
Dziękuję za wszystkie komentarze oraz zainteresowanych czytelników.
Jesteście dla mnie sensem tego opowiadania.

Tacos rule,

6 komentarzy:

  1. Hahahaha Amadeus musiał być nieźle podirytowany zachowaniem Zico, który wyśmiał go prosto w twarz xD. Wcale jednak nie zdziwiła mnie ta reakcja, bowiem... Zico to w końcu Zico, a Ty kreujesz go w dokładnie taki sposób, w jaki sobie wyobrażam i to jest niesamowite! I like it. Uważam jednak, że Zico myśli w bardzo dziecinny sposób. Przecież jeśli narozrabia, wyleją go ze szkoły to będzie musiał iść do wojska. A przecież właśnie tego chciał uniknąć, czyż nie? Dlatego zaczynam wątpić w jego racjonalne myślenie. Równie dobrze mógł od razu iść do wojska. Głupek. A jego "wujka" to już nie lubię. Co za palant! Jak tak można w ogóle mówić do DZIECKA?! Czy on ma zgniłą gruszkę zamiast mózgu? No co za kretyn -,-. Na miejscu Zico sama dałabym mu popalić!
    Kurde. Nowy to zawsze ma przesrane delikatnie mówiąc... Gdyby nie Amadeus, Zico już dawno stoczyłby konwersację z którymś z tych opryszków spisujących go na straty. Niestety zawsze jest tak, że "nowi" są postrzegani jako wrogowie. Ktoś, kogo nie można dopuścić do reszty, a trzeba po prostu odizolować.
    Kiedy do męskiej ubikacji wkroczyła zakapturzona postać, przejrzała Zico z każdej strony i nagle wepchnęła go do kabiny - myślałam, że zaraz zostanie pobity albo ktoś zacznie mu grozić. A tu nagle BUM - DZIEWCZYNA! Gdybyś tylko zobaczyła moją minę... W życiu się tego nie spodziewałam :O. Ale to,co nastąpiło potem... WHAT THE FUCK?! :O. Ona naprawdę zaczęła go całować, rozkraczyła się... i prawie doszłoby do czegoś więcej, ale Zico - ku mojemu ogromnemu, a zarazem szczęśliwemu zdziwieniu - odepchnął ją. A ta jeszcze była w szoku i powiedziała, że on był PIERWSZYM, który ją odtrącił. Kurde... to to jest jej jakiś rytuał, czy co? :O. "Jeśli myślisz, że sprzedawanie siebie to dobry sposób na zdobywanie czyjejś sympatii, to powinnaś szukać miejsca w burdelu. Tam przyjmą byle cnotkę albo dziewicę wartą grzechu." - Fighting, Zico! Dalej, dajesz, dajesz! Uwielbiam go za te słowa! Uwielbiam to, że nie jest taki, jak inny! Że nie wykorzystuje pierwszej lepszej dziewczyny i nie myśli tym, co zwykle faceci myślą.
    Oburzyło mnie to, że dostał z liścia, skoro powiedział szczerą prawdę. Zachowanie tej dziewczyny było godne dziwki, bądźmy szczerzy. Ale, kurcze... co to za biała koperta? Co w niej takiego było, że Zico dzięki niej mógł zdobyć pozycję w szkole i mieć lepszą przyszłość? Czemu w ogóle otrzymał coś takiego? Czemu ta dziewczyna go zaczepiła?
    Dziewczyno! Czuję ogromny niedosyt i z wielką niecierpliwością wyczekuję trójki! *________*. Kocham Cię za Zico, kocham Cię za to opowiadanie, kocham Cię za "OrchardOfHearts" <3. I liczę, że nie skończysz pisać o Azjatach, bowiem radujesz mnie serce, jak nikt inny na tym świecie. Love yoou! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg, dopiero teraz to mogłam przeczytać.
    JENY, NIE LUBIĘ TEJ DZIEWCZYNY ><. Może się nawet później okazać fajna, ale i tak jej nie będę lubić! KONIEC KROPKA XDD. Cóż, teraz mamy na pewno większe obeznanie z sytuacją i historią Zico, teraz tylko pytanie co ta szkoła ze sobą przyniesie w jego życiu? Bo podejrzewam, że dużo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeem... Nie bardzo wiem, co powiedzieć. XD
    Aimodeus wydaje się takim kujonem z dopiętym na ostatni guzik regulaminem, ale coś wydaje mi się, że będzie troszkę inaczej. ;D
    Uwielbiam Zico. XD Ten koleś jest po prostu genialny. Chłopak odrzucający w takiej sytuacji dziewczynę musi mieć naprawdę poukładane w głowie. Szacun dla niego. No i... kim jest ta tajemnicza niewiasta? Zaciekawiła mnie. W ogóle co to za koperta?

    Z całą pewnością będę czytała to opowiadanie! Jeśli możesz, proszę, informuj mnie na moim blogu: www.fma-opowiadanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Zico jest strasznie pozytywnym bohaterem i sam w sobie zachęca do czytania bloga. Śliczny szablon, to z pewnością muszę nadmienić na początku. Jest zrobiony w innym stylu niż preferuję, ale robi takie samo wrażenie. Naprawdę śliczny.
    Rozdział zachęcił do dalszego czytania bloga. Jest zarówno intrygujący jak i wprowadzający - moja ulubiona mieszanka wybuchowa. Po przeczytaniu chciałam więcej i więcej i niestety doskonale wiem, że na razie więcej nie dostanę...
    Swoją drogą, wydaje mi się, że pomiędzy tą dziewczyną a Zico coś zajdzie. Coś romantycznego? Sama nie wiem, może po prostu jest epizodyczną postacią, z której pojawieniem się wiążę już jedną teorię.
    Skoro szkoła, do której uczęszcza Zico jest taka prestiżowa, dyrekcja musi mieć pewność, że uczniowie działają zgodnie z kodeksem. I właśnie dlatego znajdują taką dziewczynę, gotową do wszystkiego, by sprawdziła nowego ucznia. Zico zdał test, więc został nagrodzony. To jest moje zdanie. Czy się sprawdzi? Kto wie...

    Uzyskałaś czytelnika, więc dodaję do obserwowanych. ;d
    Pozdrawiam, Blode z http://wladcy-zywiolow.blogspot.com

    PS: Dziękuję za komentarz u mnie. ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Siemka xD
    To znowu ja. Piszę kolejny komentarz.
    Znowu mnie zaskoczyłaś. ;) Chyba zostałaś do tego stworzona ;P
    1) Początek dosyć fajny. Niby nic, ale przekazałaś dużo informacji o szkole.
    2) Historia Zico. Świetna. Tylko tyle mogę powiedzieć. Powoli zaczyna brakować mi słów ;)
    3) Łazienka. O tak. Tam to chyba wszyscy lubimy przebywać xD I wcale nie mam tu na myśli czegoś nieprzyzwoitego. Znowu niby nic, a jednak.
    4) Odnośnie tajemniczej osoby. Na początku myślałam, że to jakiś kolega Zico. Ale po tym, jak ta osoba się odezwała. Poczułam, że coś tu nie gra i stwierdziłam, że to dziewczyna. Miałam racje ;) Brawa dla mnie! A teraz brawa za brawa! I jeszcze raz! xD
    Tak, i przez te brawa nie wiem co jeszcze miałam napisać.
    Świetny, nie to jednak za mało... a już wiem co miałam napisać.
    5) Brawa dla Zico! Kocham go za odepchnięcie dziewczyny. To jest coś xD
    Genialny rozdział ;) Została mi już tylko jedna notka do odrobienia. Oł je!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń